Na przestrzeni dziejów praktycznie każda władza określana mianem władzy „silnej ręki” tworzyła miejsca służące odosobnieniu swoich przeciwników od społeczeństwa. Jakkolwiek nie staralibyśmy się złagodzić nazewnictwo tej formy represji, tak naprawdę chodzi o obozy koncentracyjne, za pośrednictwem których dyktatura danego kraju próbowała rozwiązywać swoje problemy z opozycjonistami. W historii Polski, a konkretnie w czasach II Rzeczyposolitej również mieliśmy do czynienia z tym zjawiskiem.
Powstanie ośrodka w Berezie Kartuskiej.
Na mocy rozporządzenia prezydenta Ignacego Mościckiego z dnia 17 czerwca 1934 roku już w dniu 12 lipca 1934 rozpoczęło swoje funkcjonowanie Miejsce Odosobnienia w Berezie Kartuskiej, utworzone na terenie dawnych carskich koszar. I choć rozporządzenie dopuszczało utworzenie wielu takich ośrodków, Bereza Kartuska jako jedyna pełniła w II Rzeczypospolitej rolę miejsca izolowania przeciwników sprawującej wówczas w Polsce władzę sanacji. Pomysłodawcą projektu zaakceptowanego oficjalnie przez Marszałka Józefa Piłsudskiego był premier Leon Kozłowski. Bezpośrednią przyczyną powstania ośrodka było zabójstwo ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego. Czynu tego dopuścił się Hryhorij Maciejko – członek Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), ale to nie on był pierwszym internowanym – po dokonaniu zabójstwa zbiegł bowiem do Czechosłowacji, a potem do Argentyny, gdzie do 1966 żył pod przybraną tożsamością. Organizatorami więzienia byli Wacław Żyborski – dyrektor Departamentu Politycznego w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych oraz pułkownik Leon Jarosławski – naczelnik Wydziału Narodowościowego w w/w departamencie.
Cel utworzenia Miejsca Odosobnienia w Berezie Kartuskiej
Oficjalnie ośrodek przeznaczony był dla osób, które podejrzewano o możliwość naruszenia „bezpieczeństwa, spokoju lub porządku publicznego”. Z założenia nie miały tam przebywać osoby, które zostały aresztowane lub skazane z powodu przestępstw. Jednakże do końca swojego funkcjonowania (wrzesień 1939) gościł nie tylko więźniów politycznych. Łącznie przez obóz przewinęło się ok. 3 tys. osób. Oprócz członków nielegalnych bądź zdelegalizowanych partii przebywali tam spekulanci ekonomiczni (zawyżający ceny trudnodostępnych na rynku produktów), fałszerze i inni przestępcy, w szczególności recydywiści. Do obozu trafiali oni na podstawie decyzji administarcyjnej (bez wyroku sądowego), od której nie mieli możliwości odwołania się. W końcowej fazie istnienia do obozu trafiali także ludzie podejrzewani o dywersję i szpiegostwo dla III Rzeszy.
Więźnowie Berezy Kartuskiej
6 lipca 1934 roku o godzinie 20.00 do obozu trafili dwaj pierwsi więźniowie – Antoni Grębosz i Bolesław Świderski – endecy z Krakowa. Obaj zostali tam skierowani przez wojewodę krakowskiego za działalność narodową. Godzinę później dowieziono jeszcze trzech komunistów z Nowogródka. Kolejnego dnia znaleźli się tam działacze Obozu Narodowo – Radykalnego: Jan Jodzewicz; Henryk Rossman, Bolesław Piasecki ( przywódca Ruchu Narodowo Radykalnego „Falanga”) i Włodzimierz Sznarbachowski. Obok członków ONR wśród pierwszych więźniów dominowali członkowie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Jednym z najbardziej znanych więźniów Berezy Kartuskiej był Stanisław Cat – Mackiewicz – wybitny publicysta, redaktor naczelny wileńskiego „Słowa”. Trafił tutaj za krytykę rządów sanacji, a w trakcie internowanie zmuszony został do podpisania zobowiązania zaprzestania działalności dziennikarskiej.
W połowie 1937 roku do Berezy Kartuskiej zaczęto kierować zwykłych kryminalistów i przestępców gospodarczych. Co ciekawe, to właśnie oni zyskiwali w obozie uprzywilejowaną pozycję, zostając więźniami „funkcyjnymi”. Powierzano im rolę „instruktorów gimnastyki” bądź „dyżurnych sali”, co dawało im możliwość znęcania się nad pozostałymi więźniami. Często stanowili dla nich większe zagrożenie niż więzienni funkcjonariusze. Ci z kolei traktowali kryminalistów ulgowo – mniej bicia, rzadsze represje, większe racje żywnościowe, dostęp do używek.
Niedługo przed wybuchem II wojny światowej do Berezy Kartuskiej zaczęli trafiać Niemcy, przede wszystkim hilterowcy. Po jej wybuchu znaleźli się tam wzięci do niewoli niemieccy lotnicy, przetrzymywani osobno, bez kontaktu z pozostałymi osadzonymi.
Szacuje się, że przez Miejsce Odosobnienia w Berezie Kartuskiej przewinęło się ok. 3 tys. osób. Liczba ta jest jednak trudna do potwierdzenia z dwóch powodów: po pierwsze osoby przybywające tam po raz kolejny otrzymywały nowy numer obozowy, po drugie po wybuchu drugiej wojny światowej w rosnącym zamieszaniu zaprzestano rejestracji przybywających do obozu więźniów. Dokładna więc liczba osadzonych nie jest do końca znana.
Obozowa codzienność
Zasadniczo pobyt w obozie trwał 3 miesiące. Tym jednak, którzy nie dali się takim czasie złamać psychicznie można było przedłużyć pobyt o kolejne 3, z czego władze obozowe nie omieszkały korzystać. Zasadniczo celem pobytu w obozie było właśnie psychiczne złamanie więźnia, spacyfikowanie go i zniechęcenie do jakiegokolwiek oporu wobec panującej władzy.
Funkcjonariuszami obozowymi byli kierowani do niego przez zwierzchników policjanci, którzy traktowali ten przydział jako swoiste zesłanie i niejednokrotnie sprawiali kłopoty dyscyplinarne. Pracę policjantów nadzorował pułkownik Wacław Kostek – Biernacki, ówczesny wojewoda poleski. Nadmienić należy, że nie miał on żadnych formalnych uprawnieć do kierowania obozem.
Więźniowie przybywający do obozu, po przejściu formalności wstępnych, kierowani byli do izby przejściowej,w której spędzali 3 dni. Następnie kierowani byli do właściwego obozu. Na dwóch piętrach budynku więziennego znajdowały się sale osadzonych, o wymiarach 10 x 12 m, w których jednorazowo przebywało do 30 osób.
Rozkład dnia określony ściśle obozowym regulaminem wyglądał następująco:
4.00 – pobudka
4.00– 5.00 – porana toaleta i porządki w sali
5.00–5.30 – śniadanie
5.30–6.30 – apel, kontrola sal
6.30–11.30 – praca lub ćwiczenia;
11.30–13.00 – obiad, zmywanie naczyń, przerwa poobiednia
13.00–17.00 – praca lub ćwiczenia
17.00–18.00 – powrót do obozu, apel
18.00–19.00 – kolacja, zmywanie
19.00–19.15 – przygotowania do snu
19.15 – cisza nocna.
Więźniom nie pozwalano na rozmowy, palenie, otrzymywanie paczek z żywnością, spotkania z bliskimi oraz samodzielne przemieszczanie się, czy wykonywanie innych czynności. Fundowano im za to częste rewizje sal, zwłaszcza w nocy. Dochodziły do tego szykany ze strony obozowego personelu, ich wyjątkowa brutalność i niepewność co do własnego losu. Ścisłe przestrzeganie obozowego regulaminu było najświętszym obowiązkiem osadzonych. Za jakiekolwiek uchybienie (niejednokrotnie wyimaginowane) więźniowie byli bez wyjątków karani. Najłagodniejszą z kar była nagana, najczęstszą – brutalne pobicia, zaś najdotkliwszą – pobyt w karcerze. Karcer nie posiadał ani okien, ani jakiegokolwiek wyposażenia poza kubłem na odchody. Osadzony spał bezpośrednio na klepisku, i co dwie godziny niezależnie od pory dnia i nocy musiał odpowiadać na wezwania policjanta. Otrzymywał też zmniejszone racje żywnościowe, albo otrzymywał je co drugi dzień. W tych warunkach nietrudno było ulec i pozwolić się „spacyfikować”. Dodajmy do tego wyjątkowo podłe jedzenie, tragiczne warunki higieniczne, utrudniane przez policjantów korzystanie z toalet, ciężką pracę, albo „gimnastykę” mającą na celu wyniszczenie organizmu. To, że żyjąc w takich warunkach według szacunków zmarło tylko kilkanaście osób, graniczy z cudem.
Zakończenie działalności i ocena zasadności funkcjonowania obozu.
Ostatnim dniem funkcjonowania obozu była noc z 17 na 18 września 1939. Personel obozowy zbiegł,a nadzorujący działalność obozu Wacław Kostek – Biernacki udał się do Ruminii, gdzie został internowany. 26 września 1941 roku Rząd Rzeczypospolitej Poskiej na Uchodźctwie przyjął rozporządzenie o uchyleniu rozporządzenia z dnia 17 czerwca 1934 r. W dniu 8 czerwca 1940 r. utworzono specjalną komisję, która miała rozpatrzyć sprawę działania obozu. Ale jednoznaczności w ocenie jego funkcjonowania brak nawet w czasach dzisiejszych. Z pewnością nie było to pozytywne zjawisko na scenie politycznej lat trzydziestych ubiegłego wieku, ale pamiętać należy, że wystąpiło w czasie, kiedy Europa zmierzała ku wojnie i przez wielu oceniane było jako przykry, ale skuteczny i nieunikniony sposób obrony państwa. Prawda jak zwykle leży zapewne pośrodku.